Lunar B.L.O.G. :)

Każdy człowiek jest jak księżyc – ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu.

Edukacja po polsku…

Posted by Runaurufu w dniu 12.02.2011

Wpis ten powstał w zasadzie dzięki artykułowi na gazeta.pl (link) oraz zamieszczonym pod nim komentarzom…

Ale o co chodzi?… cóż wbrew pozorom nie o to, że nauczyciele zaczynają bratać się z PiSem – bo w obliczu cyrku odstawianego przez PO w ostatnich latach, tak w ogólnym kontekście jak i szczególnym kontekście edukacji, to taki sojusz jest wręcz naturalną koleją rzeczy. Otóż chodzi o sam stan edukacji, która to podupadła w naszym kraju na wszystkich szczeblach. Można mówić, że na ten stan rzeczy złożyło się wiele czynników i zapewne jest to prawda, jednak rozporządzenia i działania ministerstw związanych z edukacją i podwładnych im instytucji aż rażą..

Bo jak wytłumaczyć zakaz nauki pisania i czytania, a w zasadzie nawet zakaz nauki liter w edukacji przedszkolnej? Wszak obowiązek posyłania 6 latków do zerówek był ponoć podyktowany możliwością wcześniejszego rozpoczęcia nauki, a tu okazuje się, że taki dzieciak siedzi w budynku te kilka godzin i po prawdzie marnuje swój czas…

Jak wytłumaczyć fakt, iż z roku na rok średnie oceny z wszelkich egzaminów spadają? Można powiedzieć, że społeczeństwo jest coraz głupsze… ano można… ale jeśli jednocześnie poziom ów egzaminów jest co roku niższy (vide matura… a w szczególności matura z matematyki) to oznaczałoby, że współczesna młodzież jest półgłówkami w porównaniu do tej sprzed kilku lat…

No i w końcu jak wytłumaczyć fakt szeroko zakrojonych zmian programów studiów na wielu uczelniach w ciągu kilku ostatnich lat, które to realnie ograniczyły liczbę zajęć laboratoryjnych i innych związane z praktyczną nauką zagadnień związanych z kształceniem na danym kierunku… a jednocześnie umożliwiły przyjmowanie coraz to większych mas studentów…

Do tego dochodzi powszechny chaos organizacyjny na wszelkich państwowych uczelniach wyższych (oraz pewnie i tych z niższego szczebla, choć tam to tego aż tak uczniowie nie widzą) oraz niestety coraz częstsze wrażenie iż ważniejsze jest by mieć studenta za którym idą pieniądze niż ów studentowi przekazać jakąś praktyczną wiedzę.

 

No cóż problemów w edukacji jest wiele, większość wynika z niskich funduszy przeznaczanych na ów edukację (globalnie ujmując, bo z pewnością zbyt wiele pieniędzy wciska się w edukację wyższą w porównaniu do podstawowej, gimnazjalnej czy licealnej.. o zawodowej nie mówiąc), ale też ogrom z nich z braku porządnego planowania i zarządzania budżetami placówek (bo czy normalną jest sytuacja, w której to dyrektor placówki dowiaduje się, że ma 6 dni na wydanie kilku tysięcy złotych i dostarczenie faktur, lub ów pieniądze po prostu przepadną… ot urzędnicy znaleźli na koniec roku/miesiąca trochę grosza i nie mają gdzie go zaksięgować…).

Kolejnym ogromnym problemem jest podejście ekipy rządzącej, której to zależy na statystykach – już od jakiegoś czasu władze szczycą się wysokim odsetkiem populacji z wyższym wykształceniem. Szkoda jednak, że wraz ze wzrostem tych % musiała ucierpieć cała edukacja… bo nie ma co liczyć na to, że nagle narodziło się pokolenie geniuszy… bo patrząc po wynikach matur tak nie jest… z kolei głupcem jest ten kto sądzi, że po maturze na młodego człowieka spływa jakaś wielka mądrość, która to prowadzi go przez studia…

Powodem tego wzrostu jest stosowana od wielu lat polityka (i nie została ona rozpoczęta ani przez rządy PO, ani PiS – choć była i jest wciąż kontynuowana i rozwijana) mająca na celu ułatwienie zdobywania kolejnych szczebli „edukacji”. I tak od kilku lat każdy z nas może obserwować degradację znaczenia egzaminu maturalnego – sam jako ostatni rocznik miałem na maturze coś takiego jak pochodna, a kolejne pokolenia nawet o logarytmach się nie uczą (wg podstawy programowej.. i zaiste dzięki wielkie dla tych nauczycieli, którzy nie słuchają się debilnych ustaleń ministerstwa)… niby nic, jednak trzeba zauważyć iż przez cały okres liceum uczy się by zdać egzamin, a nie by przyswoić sobie jakąś szerszą wiedzę..
Ktoś powie, że w związku z wprowadzeniem obowiązkowości matury z matematyki jej poziom musiał zostać zredukowany… cóż ok… tylko, że primo ten problem dotyka wszelkich przedmiotów maturalnych i secundo od tego są dwa poziomy matury (podstawa i rozszerzenie) by osoba słabsza z tego przedmiotu też miała szansę zaliczyć maturę. Tymczasem poziom podstawowy został ograniczony do podstaw matematyki, które każda osoba kończąca liceum powinna mieć opanowane… a poziom rozszerzony w obecnej postaci powinien być do zaliczenia przez każdą osobę mającą te 4.5 (+4, -5 w notacji licealnej) lub więcej z przedmiotu. Czy rzeczywiście o to chodzi by uczeń bez żadnych specjalnych przegotowań mógł zdać maturę? Jeśli tak to czemu poziom matury z informatyki jest tak sztucznie zawyżany od lat? Może w końcu czas do sprawdzania zatrudniać informatyków, a nie nauczycieli polskiego z odpowiednim kursem, po którym nie mają pojęcia o programowaniu?

Tak więc obniżono wymagania związane z otrzymaniem świadectwa maturalnego (bo świadectwem dojrzałości to ono przestało być ładnych parę lat temu), co spowodowało iż na uczelnie zaczęły być przyjmowane osoby nie posiadające podstaw wykształcenia związanego z danym kierunkiem (tu z oczywistych względów nie mówię o kierunkach humanistycznych…). To zaś doprowadziło do sytuacji, w której to uczelnie zmuszone były zredukować wymagania dotyczące tych studentów, gdyż gdyby trzymano się starej miary grupy studenckie świeciłyby pustkami a molochy nie otrzymałyby funduszy od państwa… Tak oto mamy 2011 rok i większość uczelni technicznych w ten czy inny sposób zmuszona jest do radzenia sobie z nowymi studentami mającymi braki w edukacji średniego poziomu. Realizuje się różnego rodzaju zajęcia wyrównawcze (które z nieobowiązkowych na przestrzeni ostatnich lat stały się w wielu placówkach obligatoryjne), przeznacza się więcej godzin na edukację teoretyczną mającą na celu zmniejszenie tej przepaści wiedzy… lub nie robi się nic jednocześnie wymagając od studentów dużo mniej.

W zasadzie trudno dziwić się samym uczelniom… bez pieniędzy od państwa szybko by upadły – wszak mamy liberalizm i kapitalizm więc nic co państwowe było, nagle po komercjalizacji dochodów przynosić nie może… i tak oto dochodzimy do sytuacji, w której to uczelnie zmuszone są kształcić mniej większą liczbę studentów, szkoły niższego szczebla mają za zadanie jedynie przygotować uczniów do zdania egzaminów (bo jak nie zdadzą to kuratorium dobierze się im do kuprów…), a jednocześnie dodatkowo redukuje się poziom egzaminów…. a potem ludzie się dziwią, że mówi się iż w polskiej szkole nauczyć się nic nie da…. kilkanaście lat temu bym protestował… dziś niestety muszę się zgodzić z tą tezą 😦

Komentarze 3 to “Edukacja po polsku…”

  1. Sollf said

    W ogóle pokutuje jakieś dziwne przekonanie systemu, że edukacja jest ważna ale w sumie nie najważniejsza. W efekcie mierni nauczyciele, mierni uczniowie, mierni studenci, mierni ministrowie itd.

    • Lunar said

      cóż tak to już jest w naszym pięknym kraju z praktycznie wszystkim… autostrady też są ważne, ale nie najważniejsze… zamiast skupić się na jednej, dwóch rzeczach i zrobić je porządnie to nasze cudne państewko robi wszystko.. ale nieudolnie :/

  2. waltharius said

    Dobry wpis. Gratuluję spostrzeżeń 😉

Dodaj komentarz