Podróże Guliwera to nowe podejście do klasycznej opowieści o olbrzymie w krainie Liliputów. Tym razem w postać Guliwera wcielił się Jack Black – muzyk i aktor w jednym – a sama opowieść umiejscowiona została we współczesnych czasach. Tytułowy Guliwer jest samotnym facetem, który mieszka na Manhattanie i pracuje jako roznosiciel poczty wewnątrz jednego z biurowców. Czymże jednak byłaby współczesna historia bez kobiet… tak więc wspomnijmy o Darcy Silverman (granej przez Amande Peet), w której to Guliwer jest bezgranicznie zakochany, lecz niestety nie ma śmiałości by jej o tym powiedzieć.
Pewnego dnia do działu roznoszenia poczty zatrudniony zostaje nowa osoba (w zasadzie od tego dnia rozpoczyna się cały film), która to w niezrozumiały dla naszego bohatera sposób z jego pomocnika już wieczorem staje się jego szefem. Guliwer podłamany tym faktem udaje się do biura Darcy i na skutek swej nieśmiałości i wyolbrzymiania swego życiorysu obiecuje przedstawić jej nazajutrz artykuł na temat swych podróży po świecie… Po nieprzespanej nocy spędzonej na kopiowaniu i przerabianiu fragmentów przewodników znalezionych w sieci Guliwer oddaje Darcy artykuł o „swoich” podróżach. Niespodziewanie Darcy zachwycona jego dziełem oferuje mu opisanie tajemniczych zjawisk zachodzących w trójkącie bermudzkim. Oferta ta jednak wiąże się z trzytygodniową samotną wyprawą łodzią na środek oceanu (zresztą Darcy otwarcie mówi, że do ów wyprawy sama się nie pali). Guliwer przyjmuje tą ofertę, wyrusza w podróż i na środku oceanu wpada w wir przenoszący go do świata małych ludzi, którzy jak się okaże są wspaniałymi budowniczymi…
Oczywiście w filmie nie zabrakło muzycznych popisów Jacka Blacka, tak więc jego fani na pewno nie poczują się zawiedzeni (zwłaszcza pod koniec filmu ^.^), a i sama oprawa muzyczna jest bardzo dobra.
Ekranizacja historii Jonathana Swifta w reżyserii Rob’a Lettermana jest może i głupkowatą, przewidywalną komedią, która jednak niezmiernie śmieszy i pozwala widzowi znów zatopić się w świecie marzeń i niespotykanych przygód. Poza tym jest to film o spełnianiu snów i ściganiu swych marzeń, jest to opowieść o miłości oraz o tym jak uczucia do innych potrafią odmienić zarówno nasz świat, jak i decyzje przez nas podejmowanie. W skrócie jest to piękna historia ze wspaniałymi efektami (brawa dla twórców animacji) oraz przezabawna komedia… czyli mieszanka, która sprawia, że warto iść nań do kina (choć tylko jeśli będą wyświetlać go z napisami i oryginalną ścieżką dźwiękową 🙂 bo lektor – a nie daj boże dubbing – zniszczą cały klimat).