Ostatnim hitem mającym przysporzyć nam boomu gospodarczego i zapewnić świeży narybek na rynku pracy w branżach, w których obecnie brak wykształconej kadry jest cudo zwane kierunkiem zamawialnym.
Czym jest ten wymysł rządu liberalnej Platformy Obywatelskiej? Cóż jest to projekt mający zachęcić młodych ludzi do wyboru kierunków technicznych zamiast humanistycznych. Fakt faktem szczytna idea, która w założeniu ma również wspomóc przemysł…
Tylko, że tak jest tylko w założeniach, gdyż póki co istnieje realne zagrożenie, iż absolwenci takich zamawialnych kierunków albo wybędą na zachód przyzwyczajeni do wysokiego (jak na studenta) standardu życia, albo zaczną żądać asurdalnych stawek od swych przyszłych pracodawców.
Czmóż tak? Ano temu, iż taki student kierunku zamawialnego otrzymuje 1000 (słownie tysiąc) złotych miesięcznie na rękę.
Za takie pieniądze można spokojnie mieszkać w każdym większym mieście – nawet w „drogim” Krakowie.
Czy więc osoba, która „za uczenie się” otrzymuje takie pieniądze skusi się by pracować 40 godzin tygodniowo za choćby 2000zł..
cóż biorąc pod uwagę różnicę poziomów zaangażowania się w te aktywności – szczerze w to wątpię.
Dlatego też przewiduję (nie)stety, iż ta piękna akcja wydawania publicznych pieniędzy (tylko w tym roku przeznaczone zostanie na ten projekt 200 mln zł) skończy się boomem bezrobotnych absolwentów tych „potrzebnych gospodarce” kierunków.
Warto również wspomnieć o społecznym zagadnieniu „pędu ku forsie”, który ma miejsce w przypadku takich kierunków. Młodzież nagle skuszona łatwym pieniędzmi rzuca się na studiowanie zagadnień, które ich praktycznie wcale nie interesują.
To owszem może mieć pozytywne rezultaty, jednak istnieje realne zagrożenie, że taka motywacja do wyboru kierunku sprawi, że absolwent nigdy lub bardzo krótko będzie pracować w swoim wyuczonym zawodzie (a jeśli nawet to po kilku lat czekać go będzie depresja z racji nie realizowanych marzeń)… co będzie REALNYM marnotrastwem pieniędzy podatników.
Przy omawianiu tych „zamawialnych” kierunków jednak nie można poprzestać na nich, gdyż oto od października wchodzi nowelizacja związana z zasadami przyznawania stypendiów.
Według nowych zasad pula pieniędzy przeznaczona na stypendia naukowe zostanie ponownie zredukowana, a dodatkowo wprowadzone zostanie ograniczenie maksimum 10% studentów danego kierunku jako uprawnionych do otrzymania stypendium.
Oczywiście tu również mówi się o wielkich szczytnych ideach, które w założeniu mają promować karierę naukową już na studiach I i II stopnia (bo to np. osiągnięcia naukowe mają być jednym z czynników wpływających na to czy ktoś ów stypendium dostanie).
O samej zasadności takiego myślenia nawet nie zamierzam pisać, gdyż jest ono po prostu idiotyczne…
Dodatkowo nie można zapomnieć o nagłej utracie motywacji do nauki – wszak nawet te 100-300zł na miesiąc ze stypednium naukowego było zawsze jakmś motorem zachęcającym do nauki, bo skoro można mieć te pieniądze to czemu by nie powalczyć?
Cóż dziś już nie ma o co walczyć, a każdy rozumiejący fakt, że pracowdawca nie patrzy się na oceny na dyplomie lecz sprawdza praktyczną wiedzę podchodzi do ocen w prosty i wręcz naturalny sposób – niech Pan profesor da 3, bylebym tylko zaliczył i dostał ten dyplom…
Poza tym patrząc na te stypendia przez pryzmat pieniędzy otrzymywanej na kierunku zamawialnym to wydają się one śmieszną jałomużną…
Tak więc jaką to sytuację zastanie student od października? Przedewszystkim dowie się, że szanse na stypendium naukowe są minimalne (o dziwo większość nawet nie słyszała o wproawdzonych zmianach),
za to jednak ucieszy się jeśli będzie szczęśliwcem, któremu przysługuje stypendium socjalne – bo te wzrosły (kosztem naukowych, dzięki wymuszonemu przez ministerstwo podziałowi 60%-40%).
Nie możemy również zapominać o szczęśliwcu, który w tym roku rozpocznie studia na kierunku zamawialnym (lub takie studia rozpoczął w ubiegłym roku), gdyż taka to osoba o ile będzie w tej „czołówce” z najlepszymi ocenami to dostawać będzie bagatela owe 1000zł…
W skrócie – zmiany bardzo fortunne dla osób zdolnych, które poszły na kierunek zamawialny i dostną kasę z ministerstwa… dla reszty studenckiej rzeszy jest to strzał w stopę, gdyż znacząco ograniczy się liczbę zdolnych osób na kierunkach niezamawialnych,
dla których stypendium naukowe było ważnym elementem comiesięcznego budżetu. I żeby nie było, że jest to jad wypluwany przez osobę, która owego tysiaka nie dostanie (bo już słyszałem taką opinię wielokrotnie)… cóż może i jest w tym ziarnko prawdy,
jednak tak na prawdę to przeraża mnie fakt, że za 3-4 lata gdy ten kwiat zamówionej młodzieży opuści akademickie mury i zderzy się z szarą rzeczywistością polskiego rynku pracy to nagle potrzeba będzie wielu dodatkowych kursów, zmiany specjalizacji oraz pomocy psychologów.
Ale za to w końcu humaniści będą mieli pracę… ach jakiż przewrotny to plan rządu redukujący bezrobocie ;]